sobota, 2 listopada 2013

2.11.2013

Nie przypuszczałabym, że kiedyś powiem, że dobrze mi w domu. 
Gdyby ktoś rok temu mi powiedział, że będę chciała wrócić do rodziców po to, aby odpocząć, zrelaksować się, zapomnieć o wszystkim to bym go wyśmiała. 
A jednak... Jak wszystko potrafi się zmienić.
Jestem w domu od kilku dni. Jem normalne obiady, nie muszę znosić marudzenia właścicielki, hałasu Wrocławskich ulic, korków, wreszcie się wyspałam, nabrałam sił.

Ostatnio dużo się dzieje. Czasami nie nadążam. Wychodzę rano, wieczorem wracam, nie mam czasu na obiad, w przelocie zjem jakąś bułkę kupioną w sklepie, a i tak wiele osób wymaga ode mnie jeszcze więcej. 
Stałam się aspołeczna. Drażnią mnie ludzie. Ci z zatłoczonych tramwajów, przepychający się na peronach, pędzący, jak i ci, których dobrze znam. 

Kilka osób w ostatnim czasie dało mi odczuć, że czekają tylko na jakąś moją wpadkę, źle im z tym, że sobie całkiem nieźle radzę pomimo wszystko. Bo przecież tak na prawdę to tylko jedna osoba wierzyła w to, że mi się uda. 
Udało mi się, czasami jest ciężko, czasami chciałabym wszystko pierdolnąć i popłakać nad tym co jest nie tak, co mnie ogranicza, co powoduje, że nie mam sił wstać rano z łóżka bo tak źle się czuję. Jednak tego nie robię. Zbieram się i wstaję. Wstaję i wychodzę. I tak leci dzień za dniem...

Czekam teraz na kontrolne wizyty u lekarzy, na pobyt na neurologii i kolejny zabieg na serduchu. Liczę na to, że wtedy się pozbieram... Pozbieram się i z nowym powerem zacznę się realizować. Tak... Tak właśnie będzie. Na przekór wszystkim.